środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 2


Kolejnego dnia wstałam z bardzo dobrym humorem. Podśpiewując wykonałam poranną toaletę i zjadłam śniadanie. Dziś, jak na razie nie miałam żadnych planów, więc dla zbicia czasu usiadłam przed komputerem. Zbyt długo się nie nasiedziałam, gdyż po jakiś 20 min.  zawołała mnie mama. Oznajmiła, że przyjeżdża do nas moja siostra, wraz z synami. Nie mieszkali oni daleko, tylko jakieś 4 km od nas, wiec miałam niewiele czasu do wyszykowania. Stella musiała jechać do lekarza z Danielem, a mamuś nie miała czasu, aby zając się drugim dzieckiem. Więc pozostawili Jamesa pod moją opieką. Rodzice, jak Stella i Matt w pełni ufali mi i uważają, że jestem na tyle dorosła, aby zająć się chłopcami. Niedługo potem przyjechali, zostawili starszego i pojechali z powrotem. Po rozebraniu Jamesa z kurtki, dałam mu coś zjeść. Z jakąś 1h pobawił się w domu i wspólnie postanowiliśmy iść na spacer, a potem na plac zabaw do parku. Tak jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Po 15 min. spacerku dotarliśmy do placu zabaw, a James od razu ruszył na huśtawki. Powoli zaczęło się ściemniać, dlatego zaczęłam nawoływać siostrzeńca, żebyśmy już wrócili. Jednakże on nie chciał kończyć zabawy. Zaczął uciekać, a ja musiałam go gonić po całym parku. Prawie już go złapałam, a ten nagle skręcił, w wyniku czego niechcący na kogoś wpadłam. Przed upadkiem zamknęłam oczy, jednak nie poczułam żadnego bólu. Jedynie czyjeś męskie ramiona, oplatające mnie w tali. Powoli otwierałam powieki i ujrzałam te cudowne, brązowe oczy, które jak się później okazało należały do chłopaka z wczoraj. Na pewno byłam cała czerwona. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, jednak po chwili przypomniałam sobie o Jamesie. Wyrywając się z jego uścisku, zaczęłam wołać chłopca. Przestraszyłam się, gdyż nigdzie go nie widziałam. Jednak już po niedługiej chwili ujrzałam go, biegnącego w naszą stronę. Uradowana, wzięłam go na ręce i mocno przytuliłam.
- James, co Ci mówiłam?? Masz się mnie słuchać. Teraz idziemy do domu. – powiedziałam trochę karcąc go.
- No, dobrze. I tak się zmęczyłem. – odpowiedział mały. Uśmiechnęłam się do niego, coś sobie uświadamiając. Ten koleś… Odwróciłam się i zobaczyłam, że tajemniczy czarnowłosy nadal tu stoi i uśmiecha się.
- Ja… Przepraszam… i.. dziękuję za uratowanie przed upadkiem. – rzekłam odrobinę jąkając się.
- Nic, nie szkodzi. Ważne, że nic Ci się nie stało, prawda? – zapytał uroczo się uśmiechając. Pierwszy raz usłyszałam jego głos. Również był wspaniały, jak on sam.
- Tak… a tobie, nic nie jest?? – zapytałam zakłopotana.
- Nie, a to kto? – odpowiedział i wskazał dziecko na moich rękach.
- Ten urwis to James, syn mojej starszej siostry. – rzekłam lekko szczypiąc chłopczyka w policzek.
- Ja jestem Zayn, a ty jak masz na imię?? – odezwał się ponownie.
- Julia… - odrzekłam, rumieniąc się.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny. – rzekł. Jego słowa sprawiły jeszcze większe rumieńce na mojej twarzy.
- Dziękuję. – odrzekłam.
- Może was odprowadzić?? – zapytał.
- Z miłą chęcią. – odpowiedziałam. Razem udaliśmy się do wyjścia. Poznawaliśmy się bardziej, po przez rozmowę w czasie drogi. Co jakiś czas wtrącał się James ze zdaniem „Zakochana para”. Oj ten mały łobuz. Zayn tylko się z tego śmiał, a ja albo próbowałam uciszyć blondyna, lub nie odzywałam się w ogóle. W końcu nadszedł czas rozstania. Brązowooki odprowadził nas pod sam dom.
- Hmmn… to tu mieszkasz, tak? – zapytał chłopak.
- Tak… - odpowiedziałam.
- Wieszto zabawne, bo jakieś dwa, trzy domy dalej jestem u babci na wakacje. Przyjeżdżam tu co rok. – rzekł szczerząc się. Zamurowała mnie. On mieszka niedaleko mnie?? Jest tu co rok?? Jakoś, nigdy go nie zauważyłam. Ale jestem głupia…
- Aha. – tylko tyle mogłam z siebie wydusić.
- Nom, może… dałabyś mi swój nr? – zapytał, jakby trochę nieśmiało??
- Do…brze – odpowiedziałam. Już sama chciałam go o to zapytać, ale nie wiedziałam, czy zechciałby pogłębiać naszą znajomość. Podałam mu ciąg odpowiednich cyfr, a on obiecał napisać. Na pożegnanie dał mi buziaka w policzek i odszedł. Byłam tak szczęśliwa, a Jams ponownie się ze mnie śmiał. Wpadając do domu znów śpiewał „zakochana para!!!”. Rodzina nie wiedziała, o co chodzi, a James dalej śpiewał i śmiał, co sprawiało mu wiele frajdy. Siostra i jej synowie siedzieli jeszcze 2h i wrócili do siebie. Po zjedzeniu kolacji, wykąpałam się i szybko ruszyłam do pokoju. Rzucając się na łóżko, usłyszałam dźwięk przychodzącego sms: 

Na treść tej wiadomości nie mogłam opanować radości. Niby zwykły sms, ale ucieszyła mnie jego treść, a szczególnie nadawca. No bo napisał, jak obiecał!!! 
Odpisałam mu i zapisałam jego numer. Następnie udałam się w objęcia Morfeusza, gdzie wszystkie marzenia, pragnienia spełniają się…
__________________________________________________
Kolejny rozdział za nami. Jeśli wam się podoba, PROSZĘ KOMENTUJCIE. Dzięki temu będę wiedziała, czy dalej pisać, czy sobie odpuścić. BARDZO PROSZĘ!!!! Dziękuję za uwagę i miłego czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz